Czy wiedzą Państwo dlaczego Polskie Linie Lotnicze LOT – i nie tylko one – miały problem z nowymi Dreamlinerami? Wszystko przez finansistów z Wall Street!
Nie, nie zwariowałem i wcale nie sięgam do najbardziej mrocznych kart spiskowej teorii dziejów.
Fałszywa teza
Otóż, jak dowodzi Gautam Mukunda – autor kontrowersyjnego może, ale zapewniam, że bardzo ciekawego artykułu „Koszty dominacji Wall Street” zamieszczonego we wrześniowym Harvard Business Review Polska – mimo zastrzeżeń inżynierów Boeinga, model 787 powstał jako efekt zakrojonego na niespotykaną dotąd skalę outsourcingu. Skomplikował on tak bardzo łańcuch dostaw związany z tym projektem, że firma nie potrafiła zapewnić produktowi wymaganej przez przewoźników wysokiej jakości.
Ale dlaczego Boeing zdecydował się na tak ryzykowny krok? Dlatego, żeby maksymalizować wskaźnik zwrotu z aktywów netto (return on net assets – RONA). Outsourcing pozwolił co prawda firmie zdjąć część aktywów z bilansu, ale jednocześnie spowodował ogromne opóźnienia i niekontrolowany wzrost kosztów projektu. Jak pisze autor artykułu – decyzję o minimalizacji aktywów władze Boeinga podjęły ze względu na wymagania Wall Street. Wskaźnik RONA służy bowiem analitykom finansowym do oceny menedżerów i firm, a zaślepienie tym miernikiem wpływa na wybory wielu organizacji.
Casus Dreamlinera jest wstępem do szerszych rozważań o nadmiernym wpływie sektora finansowego na amerykańską gospodarkę. Skąd on się wziął? Zdaniem autora, między innymi stąd, że liderzy firm ulegają sformułowanej w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku fałszywej tezie Miltona Friedmana, że jedyną ich powinnością jest maksymalizacja zysku. Dlaczego więc menedżerowie dokonują wyborów, wiedząc, że są one niewłaściwe? Dlaczego tak wielu z nich wierzy w coś, co jest po prostu nieprawdą? Mukunda odpowiadając podkreśla, że jestem politologiem i dlatego – tak jak ekonomista o pieniądzach, a żołnierz o wojsku – myśli o władzy. Jego zdaniem istnieje mnóstwo sytuacji, w których ludzie i państwa działają wbrew własnym interesom. Z jedną z najbardziej znaczących i najbardziej niebezpiecznych mamy do czynienia wtedy, gdy pojedynczy sektor lub grupa dochodzi do takiej potęgi, że decyduje o tym, w jaki sposób myśli całe społeczeństwo. Konkluduje, że taką właśnie ogromną, nieproporcjonalną władzę osiągnęło Wall Street i domaga się jej ograniczenia.
Wall Street dyktuje warunki
Autor tekstu dowodzi, że także dziś gdy Ameryka boryka się ze skutkami kryzysu finansowego, wpływ Wall Street na politykę jest niebywały. Podaje tu trzy przykłady:
Po pierwsze – Wall Street starała się opóźnić wejście w życie reguły Volckera. Miała ona uniemożliwić bankom wykorzystywanie depozytów gwarantowanych przez państwo do przeprowadzania transakcji na własną rękę. W miesiącach poprzedzających opracowanie projektu tego przepisu 93% spotkań pracowników urzędów regulacyjnych z obcymi podmiotami stanowiły spotkania z przedstawicielami branży finansowej, którzy naciskali na złagodzenie proponowanych restrykcji.
Po drugie – gdy agencja Commodity Futures Trading Commission starała się uregulować derywaty – instrumenty finansowe, które odegrały decydującą rolę w wywołaniu kryzysu – Wall Street przeprowadziła lobbingowy blitzkrieg. Jego efektem była seria wyłączeń z regulacji tej agencji, co sprawia, że obejmą one tylko niecałe 20% światowego rynku.
Trzeci przykład jest najbardziej dobitny – dając wyraźny sygnał, że siła banków notowanych na giełdzie wynika z ich wielkości, prokurator generalny Eric Holder zeznał przed komisją Kongresu, że nie wystąpił z pozwami przeciwko niektórym bankom, gdyż są one tak duże, że ściganie ich na drodze sądowej mogłoby zaszkodzić gospodarce. Innymi słowy, banki te mają tak dużą władzę, że w opinii szefa organów ścigania stoją ponad prawem.
Polecam państwu ten naprawdę interesujący, choć dla wielu być może obrazoburczy artykuł z wrześniowego „Harvard Business Review Polska”. Gautam Mukunda domaga się w nim przywrócenia w Ameryce równowagi sił między Wall Street a Main Street. Czy jego postulaty to utopia czy szansa dla światowej gospodarki? Zachęcam do lektury i samodzielnego wyciągnięcia wniosków.