Szanowni Państwo! Dobrze jest odróżnić umysł etyczny od pozostałych czterech umysłów, które powinniśmy pielęgnować, zwłaszcza jeśli mamy rozwijać się jako jednostki, jako społeczność i wreszcie jako ludzkość.
Pierwszy z nich, umysł zdyscyplinowany, jest tym, z którego korzystamy, przykładając się pilnie do zajęć w szkole. Z biegiem czasu dzięki odpowiedniemu przeszkoleniu stajemy się ekspertami w dziedzinie zarządzania projektami, księgowości, muzyki, stomatologii, itp. Drugi rodzaj umysłu to umysł syntetyczny, który dokonuje przeglądu szerokiego spektrum źródeł, podejmuje decyzje o tym, co jest ważne i na co warto zwrócić uwagę, a następnie splata zebrane informacje w spójny sposób, na użytek własny i innych osób. Trzeci rodzaj umysłu, umysł twórczy, poszukuje nowych pomysłów i sposobów działania, wprowadza innowacje, ryzykuje, odkrywa. Wprawdzie każdy z nich był od dawna wysoko ceniony, ale w czasach zalewu potokiem informacji i pełnej automatyzacji wszystkie te trzy rodzaje umysłu są człowiekowi niezbędne. Istnieje jeszcze jeden rodzaj umysłu, umysł szacunku, otwarty na innych ludzi, który podejmuje próbę zrozumienia ich i ukształtowania z nimi relacji. Osoba o tego rodzaju umyśle czerpie przyjemność z obcowania z różnymi typami ludzi. Choć nie jest łatwowierna, daje innym kredyt zaufania.
Umysł etyczny poszerza nasz zakres szacunku dla innych o coś bardziej abstrakcyjnego. Osoba o umyśle etycznym zapyta sama siebie: „Jakim pracownikiem i obywatelem chcę być? Jak wyglądałby świat, gdyby wszyscy pracownicy w moim zawodzie przyjęli mój sposób myślenia lub gdyby wszyscy robili to, co ja robię?”. Bardzo istotne jest wyjaśnienie różnicy pomiędzy umysłem szacunku dla innych i umysłem etycznym, gdyż często zakładamy, że osoba otwarta i szanująca innych jest jednocześnie osobą postępującą etycznie i odwrotnie. Okazuje się, że można żywić szacunek do ludzi, nie rozumiejąc jednak, dlaczego tak się postępuje: jako dziecko obdarzaliśmy szacunkiem rodziców i dziadków, dlatego że nas tego nauczono. Jednak etyczne koncepcje i zachowania wymagają umiejętności wyjścia poza własne doświadczenia jako jednostki – uważa prof. Gardner. Gdy jednostka rozwija umysł etyczny, staje się raczej kimś w rodzaju bezstronnego obserwatora członków zespołu, pracowników firmy, obywateli kraju czy mieszkańców świata. Może wówczas pojawić się konieczność poświęcenia szacunku dla drugiej osoby, jeśli rola obywatela lub pracownika wymaga podjęcia odpowiednich działań zapobiegawczych, by chronić ideę, w którą się wierzy, lub instytucję, za którą się odpowiada.
Ludźmi, którzy przejawiają umysły etyczne, są tzw. whistleblowers – sygnalizatorami. Są to osoby, które – nie zważając na konsekwencje – biorą na siebie uwrażliwienie opinii publicznej na malwersacje, akty korupcji czy pogwałcenia prawa w miejscu swojej pracy. Wielu ludzi może dostrzegać nieetyczne zachowanie menedżera wyższego szczebla, ale nie zrobi nic, ponieważ chce zachować posadę i sądzi, że szefowi należy się szacunek. Sygnalizator dystansuje się od tego rodzaju obiekcji i postrzega charakter pracy i społeczności w szerszej perspektywie. Wychodzi poza codzienne obowiązki – czuje przynależność do firmy lub profesji. Działa etycznie, nawet jeśli ceną będą oparte na szacunku relacje z przełożonym i – w ostatecznym rezultacie – jego praca i relacje z kolegami. Jest w stanie tego dokonać, gdyż jego chwilowa pomyślność jest mniej ważna niż misja, której się podjął.
Gardner uważa, że orientacja etyczna ma swój początek w domu. Dzieci widzą, czy ich rodzice są dumni z pracy, którą wykonują, czy „grają fair”, czy ufają ludziom, czy też wręcz przeciwnie – należą raczej do osób o zamkniętych umysłach. Dzieci przejmują wartości religijne i moralne swoich rodziców. Gdy zaczynają dorastać, ogromny wpływ wywierają na nich rówieśnicy, szczególnie w Ameryce. Ale równie silny wpływ ma na młodych ludzi otaczająca społeczność i to, jaki ma ona stosunek do własnych obywateli. Czy dba o dzieci i starszych? Czy ogranicza się do zapewnienia niezbędnych usług, czy organizuje też wydarzenia kulturalne i społeczne, z których można się czegoś nauczyć i w których można wziąć udział? Czy rodzice uczestniczą w tego rodzaju „scalających” formach działalności i oczekują tego samego od dzieci? Przykładem społeczności etycznej jest niewielkie miasto Reggio Emilia w północnych Włoszech. Miasto poza tym, że gwarantuje swoim obywatelom wysokiej jakości usługi i dobra kulturalne, prowadzi również znakomite ośrodki dla niemowląt i przedszkola. Dzieci czują, że społeczność się o nie troszczy. Gdy dorastają, odwdzięczają się, otaczając opieką innych. Są dobrymi pracownikami i dobrymi obywatelami. Społeczność ta nadaje wszystkiemu tak wysoki ton, że rzadko kiedy można natknąć się na przypadek złej jakościowo lub etycznie pracy. Gdy taki przypadek w ogóle ma miejsce, społeczność decyduje się na ostracyzm (faktyczny, a być może również prawny) wobec skompromitowanego pracownika, by nie wywierał on negatywnego wpływu na jej obyczaje. Taka postawa sprawdza się dopóty, dopóki ludzie widzą, że każdy wygrywa.
Niestety, nawet jeśli ktoś dorasta wyposażony w silny zmysł etyczny, złe zachowania innych mogą go nadszarpnąć. Badania przeprowadzone niedawno w Duke University wykazały, że 56% studentów w Stanach Zjednoczonych na studiach MBA przyznało się do ściągania – to najwyższy współczynnik ściągania wśród studentów studiów podyplomowych. Jeśli jesteś ambitnym studentem MBA i wszyscy dookoła ciebie ściągają na egzaminach, możesz zacząć zakładać, że ściąganie jest ceną sukcesu, albo zacząć to robić, bo „wszyscy to robią”. Możesz nawet zacząć myśleć, że zachowanie etyczne to luksus. W opublikowanym w 2004 roku badaniu zespół prof. Gardnera odkrył, że choć młodzi profesjonaliści deklarowali zrozumienie idei „dobrej roboty” i chęć jej wykonywania, czuli oni, że muszą odnieść sukces za wszelką cenę. I dopiero gdy już coś osiągną, wtedy staną się godnymi naśladowania pracownikami.
Młodzi ludzie, którzy zaczynają obecnie pracę w biznesie, czują rosnącą pokusę omijania wymogów etyki. Żyjemy w czasach intensywnej presji wywieranej na jednostki i organizacje, by iść na skróty, pilnować własnych interesów i zapominać o tym, jaki wpływ mają nasze działania na innych ludzi. Ponadto wielu biznesmenów zinternalizowało przekonanie Miltona Friedmana, według którego, jeśli pozwolimy ludziom myśleć głównie o własnym interesie, zaś siłom rynku umożliwimy swobodne działanie, pozytywne moralne i etyczne następstwa pojawią się w magiczny sposób. Gardner uważa, że rynki są amoralne – linia pomiędzy ukrywaniem przychodów, a popełnieniem oszustwa nie zawsze jest bardzo wyraźna. Naczelny rabin Wielkiej Brytanii Jonathan Sacks dobrze to ujął: „Gdy wszystko, co ma znaczenie, można kupić i sprzedać, gdy możemy zrywać podjęte zobowiązania, ponieważ nie przynoszą nam już korzyści, gdy zakupy stają się zbawieniem, zaś slogany reklamowe – litanią, gdy naszą wartość mierzy się tym, ile zarabiamy i wydajemy, wtedy rynek niszczy te same wartości, od których w długim okresie zależy jego funkcjonowanie”. Zaufanie okazywane biznesowi załamuje się, a ludzie przestają sobie ufać. Ideał z Reggio Emilia staje się oddalony o lata świetlne.