Kilkanaście lat temu Profesor Jim Collins przy okazji badania: dlaczego niektóre przedsiębiorstwa radzą sobie lepiej od innych w sektorze oraz zastosowanie jakich praktyk menedżerskich daje wyniki zdecydowanie lepsze od średniej, zidentyfikował model czy rodzaj przywództwa, który nazwał przywództwem piątego stopnia.
Do tego czasu za przywództwo najwyższej próby uznawano przywództwo charyzmatyczne, otwartej osobowości, sprawowane przez ekstrawertyków, którzy byli w stanie porwać za sobą tłumy do działania i poświęceń. Collins odkrył jednak, że na czele firm zwycięzców wcale nie stali charyzmatyczni przywódcy lecz ludzie, którzy łączyli w sobie niezwykłą osobistą skromność oraz wielką siłę woli i zdecydowanie.
Podał za wzór prezydenta Abrahama Lincolna, który realizując dzieło tworzenia wielkiego państwa zawsze usuwał w cień własne ego. Współcześni mu określali Lincolna, jako osobę „cichą, łagodną i nieśmiałą”. Jednak ci, którzy uważali, że jego skromny sposób bycia jest oznaką słabości charakteru, mylili się bardzo, o czym świadczy zwycięstwo w wojnie secesyjnej i styl w jakim wygrał tę batalię, której paradoksalnie sam padł ofiarą na koniec.
Wspaniałym przykładem tego dualizmu skromności i żelaznej woli z biznesu, który podaje Collins, był Colman M. Mockler, prezes Gillette w latach 1975-1991. Człowiek, który w trakcie przewodzenia firmie trzykrotnie bronił ją przed próbami wrogiego przejęcia, był osobą powściągliwą, o wyjątkowo łagodnym usposobieniu. Pomimo konieczności toczenia twardych, wręcz brutalnych bitew z agresywnymi funduszami „venture capital”, nigdy nie przestawał być nieśmiały i uprzejmy w bezpośrednim obejściu. „Gdy firma znajdowała się na dnie kryzysu, był w stanie zachować swój naturalny spokój, radząc sobie zarówno z wyprowadzeniem jej na prostą, jak i z odparciem prób jej przejęcia” – pisał Collins.
Ci, którzy mylnie odczytywali osobistą skromność Colmana Mocklera, jako oznakę wewnętrznej słabości, nie wyszli na tym najlepiej. Kilkakrotnie przed walnymi zgromadzeniami spółki, kiedy Gillette była ofiarą próby „wrogiego przejęcia” dzwonił i podpisywał osobiście listy do kilku tysięcy akcjonariuszy, aby nakłonić ich do obecności na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy w celu ochrony wartości ich akcji. Walczył odważnie i twardo o przyszłość Gillette, choć mógł „dogadać się” z funduszami i sprzedać z ogromnym zyskiem swoje udziały.
Dzięki niezłomnej i altruistycznej postawie wprowadził podczas swojego urzędowania, jako CEO Gillette takie innowacyjne produkty, jak Sensor, Lady Sensor czy Mach III, które zrewolucjonizowały światowy rynek przyborów do golenia. Wartość koncernu wzrosła szesnaście razy podczas jego rządów.
Niestety tak jak w przypadku Lincolna, Mockler nie mógł w pełni doświadczyć owoców swojej ciężkiej pracy. W styczniu 1991 roku, kilka dni przed planowanym przejściem Colmana Mocklera na emeryturę, do siedziby Gillette dotarła próbna okładka numeru magazynu Forbes, na której widniał wizerunek Prezesa Mocklera, stojącego na szczycie góry i w triumfalnym geście wznoszącego nad głową gigantyczną brzytwę. Mockler był człowiekiem skromnym, rzadko udzielał wywiadów, nie pozwalał się fotografować, nie bywał zbyt często w mediach. Jak pisze Collins: „w kilka minut po ujrzeniu tego dowodu publicznego uznania wyników szesnastu lat osobistych zmagań, Mockler upadł wchodząc do gabinetu i zmarł w wyniku rozległego ataku serca. Zapewne, gdyby nawet wiedział, że przyjdzie mu umrzeć w czasie pracy, nie zmieniłby niczego w swoim postępowaniu. Jego spokojny charakter skrywał wielką zawziętość oraz dążenie do perfekcjonizmu – podyktowane nie oczekiwaniem jakichkolwiek korzyści, ale wewnętrznym przekonaniem, że nie można inaczej. Mockler w żadnym razie nie mógł się zgodzić na oddanie firmy w ręce ludzi, którzy zamierzali ją zniszczyć – co by nie powiedzieć, analogia z osobą Abrahama Lincolna nasuwa się sama”.
A czy w polskim biznesie są autentyczni przywódcy? Liderzy najwyższej próby godzący osobistą skromność i żelazną konsekwencją działania? Sylwetkę takiego właśnie człowieka już wkrótce Państwu zaprezentuję.